Czy byliście kiedyś w Norwegii? Jeśli nie, musicie to szybko nadrobić. Kraj w sumie nieodległy, a wyjątkowo ciekawy. Twardzi, ale sympatyczni i uczynni mieszkańcy - prawdziwi ludzie morza. A ponadto piękne krajobrazy, dziewicza natura, białe noce. No i te ryby... W sierpniu 2007 roku postanowiliśmy odwiedzić osławione Lofoty, a w zasadzie jej ostatnią, najbardziej wysuniętą w morze wysepkę o nazwie Røst. Słyszeliśmy bowiem, że jej okolice to wyjątkowo dobre łowiska czarniaków i dorszy, na głowę bijące inne, też skądinąd dobre miejsca wokół Lofotów. Już samo dotarcie na Røst zajęło nam trzy dni, ale po drodze mogliśmy podziwiać krajobrazy tych cudownych wysp, wyłaniających się z oceanu niczym zatopione pasmo górskich szczytów.
A wędkarskie wyniki przeszły nasze najśmielsze oczekiwania, choć z powodu wiatru nie zawsze dawało się wypłynąć na wodę. Jeśli jednak już nam to było dane, dwucyfrowe czarniaki brały jak oszalałe, a od ich holowania mieliśmy ciągle obolałe ręce. Do tego trafiały się grube dorsze, brosmy, udało się też złowić dwa niewielkie halibuty. W sumie fantastyczna wyprawa w miejsce bardzo egzotyczne i odwiedzane przez niewielu turystów. Zobaczcie zresztą sami!