Dwutygodniowa wyprawa do Laponii dostarczyła nam wiele wędkarskiej frajdy. Od dawna przekonuję kolegów, że w Szwecji warto pojechać 1000 km dalej na północ, niż zazwyczaj, a trud ten na pewno się opłaci. I to z czterech powodów. Po pierwsze: jest tam znacznie więcej szczupaków, niż na południu. Po drugie: są gigantyczne wręcz okonie. Po trzecie: na jeziorach spotkamy znacznie mniej wędkarzy niż w bardziej zaludnionych rejonach Skandynawii. Po czwarte wreszcie: w niezliczonych rzekach i leśnych jeziorkach żyje mnóstwo ryb najszlachetniejszych gatunków, jak lipień, pstrąg, łosoś, palia czy sieja. Jeśli trafi się na rójkę jętki, można przeżyć niezapomniane chwile, a na dodatek pokosztować świeżutkiego sashimi lub tatara.
Co tu dużo mówić: połowiliśmy grubo. Dzięki naszym szwedzkim przyjaciołom trafiliśmy na wspaniałe łowiska, znacznie przewyższające rybnością i tak wysoką lapońską średnią. No bo co innego można powiedzieć o wodzie, gdzie średnia długość szczupaka waha się pomiędzy 80 a 90 cm i dziennie można złowić od pięciu do dziesięciu takich ryb. Jakimi słowami opisać leśne jeziorko, w którym bez większego trudu można w 8 godzin wyholować kilka dwukilogramowych palii, okraszonych trzykilowym pstrągiem potokowym i 50-centymetrowym lipieniem? Jak nazwać rzekę, na której jeden wędkarz może złowić jednego dnia 39 lipieni, a jak jezioro, w którym można osiągnąć analogiczny wynik w szczupaku i dodatkowo wzbogacić go kilkoma kilogramowymi okoniami?
Czy to nie wędkarska bajka? Nie to wszystko prawda. Zobaczcie sami na naszych zdjęciach.