Autonomiczne Terytorium Jukonu to najbardziej wysunięty na zachód obszar Kanady, a jednocześnie najbardziej chyba fascynujący zakątek tej części świata. Zamieszkuje go jedynie 29 000 osób, co przy powierzchni 483 500 km2. daje gęstość zaludnienia na poziomie 0,05 osoby na kilometr kwadratowy!
W obrębie Jukonu leżą najwyższe pasma górskie Kanady (góra Mount Logan wznosi się na niebotyczną wysokość 6050 m n.p.m.) z przepięknymi, całorocznymi lodowcami, a także dziewicze połacie lasów i tundry. Niezwykle bogaty jest też świat zwierzęcy - bez trudu można spotkać tam niedźwiedzia grizzly, orła przedniego, łosia, świstaka, bobra, karibu, lisa czy wydrę, a przy odrobienie szczęścia także wilka i pumę. W niezliczonej ilości jezior, rzek i strumieni żyją olbrzymie stada wspaniałych, niespotykanych w Europie ryb. Sprawiają one, że z roku na rok przybywa do Jukonu coraz więcej wędkarzy ze wszystkich stron świata.
Słynie z bogatej populacji palii jeziorowej (przeciętnie 3-6 kg), szczupaka (przeciętnie 80-90 cm), arktycznego lipienia, miętusa i białej ryby. To stosunkowo płytki (średnio 3-4 m głębokości) podłużny akwen o powierzchni kilkuset hektarów. Krajobrazy nad jeziorem są niezwykłe. Otaczające je poszarpane szczyty górskie tworzą surowy pejzaż, znany nam doskonale z westernów. Wczesną wiosną ryby doskonale biorą na całym jeziorze na trolling z użyciem woblerów. Później, gdy woda w jeziorze jest już stosunkowo dobrze nagrzana, ryby gromadzą się w małych zatoczkach przy ujściach creek'ów, czyli małych strumieni spływających z gór. Niosą one lodowato zimną, znakomicie natlenioną wodę, o dobre 6-8 stopni zimniejszą niż w jeziorze. W zatoczkach ryby biorą momentami jedna za drugą, trzeba tylko dopasować przynętę.
Herbową rybą Jukonu jest palia jeziorowa (Salvelinus namaycush). Ten cudownie ubarwiony drapieżnik z rodziny char zamieszkuje zimne, dobrze natlenione jeziora Ameryki Północnej. Zazwyczaj osiąga masę 25-30 kg i jest niezwykle silny, a przez to ceniony przez wędkarzy.
Jeśli zdecydujemy się wybrać na całodzienną wycieczkę na Alaskę, do Brytyjskiej Kolumbii lub na południowe obrzeża Jukonu, będziemy mieli szansę na połowienie pacyficznych łososi. Jest ich 5 gatunków - gorbusza, keta, coho, nerka (sockeye) i czawycza (zwana również chinook lub king salmon). Łowi się je w zależności od pory roku. Te pierwsze (łacińska nazwa Oncorhynchus tschawytscha) to największe z pacyficznych łososi, przeciętnie dorastające do 30 kg. Są potwornie silne i waleczne. Ich ciąg tarłowy odbywa się od maja. Wchodzą wówczas olbrzymimi, kilkutysięcznymi stadami z pacyficznych zatok do wartkich rzek i strumieni. Na początku tarłowej wędrówki są srebrzyste, z czasem zmieniają barwę na czerwono-różową. Trą się w górnych partiach strumieni, a ok. 2 tygodnie po tarle giną. Z kolei sockey'e czyli nerki (Oncorhynchus nerka), zwane również łososiami czerwonymi, mają najbardziej cenione mięso ze wszystkich łososi występujących na naszej planecie. Jest zgodnie z nazwą ciemnopomarańczowe, prawie czerwone. Sockeye przeciętnie ważą 2-4 kg i są chyba jeszcze bardziej waleczne od znacznie większego kinga. Ciąg tarłowy rozpoczynają już w maju. Podobnie jak ten ostatni w rzece zmieniają barwę łuski ze srebrzystej na różową i czerwoną. Trą się okolicach przepływowych jezior, w których później małe sockeye spędzają pierwszy okres swego życia. Po tarle giną, jak wszystkie pacyficzne łososie.
„Targnięcia są potężne – ryba natychmiast odjeżdża pod przeciwległy brzeg. Wędka – pożyczona od kolegi 80-gramowa pała – wygięta jak nigdy. Łosoś wchodzi w nurt i ustawia się bokiem. Natychmiast zjeżdża dobre 20 metrów w dół. Inteligentne stworzenie – zamiast samemu się szarpać, odpoczywa i wykorzystuje siłę wody. Z wielkim trudem odciągam rybę od nurtu. Pomaga mi w tym Thomas, stojący tradycyjnie w dole poolu. Ryba dostrzega człowieka i zawraca. Przez kolejne minuty trzymam kinga na pograniczu nurtu. Nie mogę dopuścić, aby weń ponownie wszedł. Sprzęt trzeszczy, hamulec gra cały czas, ręce mdleją. Chętnie oddałbym wędkę komuś innemu. Ale to przecież mój wymarzony king – muszę go wyciągnąć!”
Fragment artykułu autora z magazynu „Wędkarski Świat”