Trocie łowiliśmy z plaży, brodząc w morzu. Tylko raz spróbowaliśmy z Rafałem szczęścia w trollingu z przywiezionego z kraju pontonu. Bez efektu. Jeśli chodzi o łowienie z brzegu, praktycznie codziennie zmienialiśmy miejsce, poznając coraz to nowe zakątki tej uroczej wyspy. Towarzyszył nam miejscowy przewodnik Per - wybitny znawca tematu. Jak już wspomniałem, troci nie padło zbyt wiele, ale każdy cos tam sobie wydłubał. Brały przede wszystkim w okolicach kamieni i na tzw. "lamparcim dnie". Najlepszymi przynętami były prowadzone w opadzie wąskie błystki wahadłowe i tzw. "vicki", zakupione w miejscowym sklepie.
Mnie dodatkowo udało się złowić na trociowy zestaw (a więc bez przyponu) pięknego szczupaka w morzu, gdy byliśmy na trociach. Miał ponad 5 kilo i w długość granicach 90 centymetrów. Na Gotlandii w wodach przybrzeżnych nie ma go zbyt dużo, jest prawdziwym rarytasem. Nic dziwnego zatem, że Per z namaszczeniem dotlenił go i wypuścił z powrotem w morską toń.
Pogoda była jak to w marcu zmienna. Raz padał deszcz, raz świeciło słońce, innym razem jeszcze wiał wiatr. Łowiło się ciężko, bo woda zimna, a i do woderów trochę jej każdemu się dostało, bo kamienie na Gotlandii śliskie, oj śliskie.
Bardzo miłym urozmaiceniem stał się wypad z naszym gospodarzem Perem na jedno z nielicznych gotlandzkich jezior. Tam udało nam się złowić sporo szczupaków i kilka ogromnych wprost okoni. Mistrzem w tej ostatniej konkurencji okazał się Rafał. Zarówno szczupaki, jak i okonie miały bardzo jasne, złociste ubarwienie, najprawdopodobniej od piaskowego dna bardzo płytkiego zbiornika.
Średniowieczne Visby to stolica wyspy. Cała jego starówka znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Zachowało się tutaj ponad 200 starych budynków z kamienia, wiele kościołów i ruiny katedry. Otoczone jest doskonale zachowanym murem obronnym o długości 3,5 kilomentra z 50 wieżami. Obecnie miasto zamieszkują jedynie 22 000 ludzi.
Jest to najpopularniejsze muzeum Sztokholmu. Mieści się na wyspie Djurgarden. Głównym eksponatem jest wydobyty w 1961 roku z dna Bałtyku i starannie odrestaurowany okręt wojenny "Vasa". Zbudowany w roku 1628, po dwóch latach prac, wyszedł z portu 10 sierpnia. Zaraz po wypłynięciu w wyniku gwałtownego podmuchu wiatru przechylił się na bok i zatonął. Około 30 osób ze stupięćdziesięciosobowej załogi straciło życie. Muzeum otwarto 15 czerwca 1990 roku. Postanowiliśmy je zwiedzić w drodze powrotnej z Gotlandii.
A więc naszym łupem na tej łupieżczej wyprawie do krainy Wikingów padały i srebrne trocie, i złote szczupaki oraz okonie. Jednak, jak mówią słowa piosenki śpiewanej niegdyś przez Mieczysława Fogga, że „srebro i złoto to nic chodzi o to by młodym być, więcej nic”, delektowaliśmy się przede wszystkim życiem - wolnością, pięknem przyrody, zapachem pierwszych powiewów wiosny, lasem, szumem morza i własnym towarzystwem. Oprócz łowienia były więc biesiady, było wspólne pichcenie, były spacery po zaskakująco ciekawym Visby – stolicy wyspy, jak również wieczorne rajdy po jej lokalach.
Bo z młodości trzeba obficie korzystać. Szczególnie wtedy, gdy zaczyna dobiegać do nieuchronnego końca.