Nie minęły 2 tygodnie, a ja znów płynę do Szwecji. Smakując ciemnego portera obserwuję przez wielkie okno promowej restauracji samochody znikające w gardzieli stalowego kolosa. W kilku z nich zasiada po 3-4 facetów z bagażnikami napakowanymi tak, że przednie koła ledwo łapią przyczepność. Wyglądają na autentycznie szczęśliwych i zapewne nie jadą zasuwać kielnią przy szwedzkich rezydencjach. Stawiam na wędkarzy, którzy rozpoczynają wyczekiwany i upragniony tydzień w towarzystwie tak samo pokręconych kumpli - zupełnie jak my. Zastanawiam się przez chwilę czy połowią, i czy w drodze powrotnej wszyscy będziemy w równie szampańskich humorach. Na pewno nie każdy, to pewne jak amen w pacierzu, ale i tak jesteśmy „w czepku urodzeni”. Mam na myśli nas, czyli polskich wędkarzy ogólnie. Kilkaset tylko bowiem kilometrów i jesteśmy po drugiej stronie, w innej już rzeczywistości. Nie łudźcie się – nie biorą tam zawsze i wszędzie. Nigdy tak nie było i na szczęście, nigdy nie będzie.
Zazwyczaj trzeba się starać, kombinować i nierzadko „gryźć” wodę jak u nas. Ale ryb jest więcej, nieporównywalnie więcej i jeśli los Wam sprzyja to wstrzelicie się po prostu w dobry, sprzyjający czas i najzwyczajniej połowicie nie rujnując rodzinnego budżetu. Nie będziecie też zmuszeni gnać o czwartej rano na jedyną dobrą w okolicy metę – rybnej wody starczy jeszcze w Szwecji na długo dla wszystkich chętnych. Pewnie, że sprzedaję na co dzień wędkarskie marzenia i nie brzmię wiarygodnie z tymi zapewnieniami. Na przestrzeni ostatnich kilku lat odbyłem jednak dziesiątki wędkarskich podróży na większość kontynentów i to właśnie ta pospolita, oklepana już na wszystkie strony Szwecja, była dla mnie zawsze najbardziej „równa”. Poza tym mi się tam po prostu podoba. Lubię te skałki, sosnowe lasy i przestrzeń, którą znajdziecie 2 km za każdym większym miasteczkiem. Taka mała Kanada w Europie, którą mamy pod nosem.
Podziękowania dla chłopaków ze „Sztuki Łowienia”, którzy towarzyszyli nam na ziemi Wikingów. Było miło i „pełna kulturka” jednym słowem. Wiem, wiem – zabrakło czasu na wiązanie szczupakowych much wieczorem, ale ogarniemy ten temat następnym razem!
Ach, byłbym zapomniał - gädda to po szwedzku szczupak...