Sławek Smółka to były reprezentant Polski i wicemistrz kraju w piłce ręcznej. Grał w Warszawiance razem ze Sławomirem Szmalem i Grzegorzem Tkaczykiem. Dysponował niegdyś rzutem tak silnym, jak Jerzy Klempel (to porównanie dla starszych) czy Karol Bielecki (a to dla młodszych). Był taki przypadek, gdy po jego rzucie piłka pękła na słupku, a flak wpadł do bramki i kuriozalny gol został uznany. Słowem – chłop na schwał.
Teraz Sławek jeździ z nami na ryby. To kolejna jego życiowa pasja (są też konie), której nie ma zamiaru traktować ulgowo. W zeszłym roku przechytrzył kilka ładnych szczupaków na bałtyckich szkierach, a w czerwcu tego roku – grubego dorsza w norweskim Hakonset. Dwa halibuty (w tym jeden minimum 20 kg) niestety spadły mu z kija przed próbą podebrania. Teraz, na naszej wspólnej wyprawie do środkowej Szwecji, w której uczestniczyli jeszcze niżej podpisany, a także Jarek Niewodzki i Tomek Wieczorek, postarał się, aby tamto pechowe zdarzenie schowało się głębiej w jego pamięci. Połowił grubo, a okrasą jego trofeów był szczupak o długości 118 cm i masie 11 kg. Imponujący, nieprawdaż?
Wyprawa była niezwykle fajna, choć ryby brały zmiennie i momentami dość niemrawo - a to ze względu na długie w tym roku szwedzkie lato, które właśnie dopiero co zaczęło ustępować jesiennym chłodom i deszczom. Trafiliśmy na okres przejściowy, kiedy ryby nie przestawiły się jeszcze na jesienny intensywny żer, a straciły już typowo letni wigor (chodzi głównie o okonie). A jednak szwedzkie wody – przynajmniej te typowane przez nas na wyprawy - są tak zasobne w ryby, że obdarowały nas i tak dużą ilością pięknych okazów. Padły okonie 49, 47, 46, 45, 44, 43 i masa nieco mniejszych. Nie chodziły aktywnie za drobnicą, a stały przy dnie, łowić je trzeba było więc sposobem. Zdradził go nam niezwykle sympatyczny „scyzoryk” Marcin - gospodarz na pierwszym miejscu w Bräcke. Jest pasjonatem kajakarstwa, ale łowi też ryby i to poważne. Poza tym imponuje gościnnością, serdecznością i poczuciem humoru. Poczęstował nas najlepsza sarniną, jaka jadłem w życiu. Świetny chłopak!
Największym szczupakiem wyprawy, pomimo niezwykłego wyczynu Sławka (nazywanego przez nas „Stefanem”), mógł stać się ten, którego miał na wędce Jarek. Przewodnik ocenił go na grubo powyżej 120 cm. Istny kolos! Widzieliśmy go już przy łódce, już włożony został do wody podbierak, niestety wielka ryba targnęła kilka razy łbem i ulubiona Jarkowa „algusia” wystrzeliła jej z pyska… Naprawdę bardzo szkoda. Jezioro wielkich szczupaków koło Bollnäs (wyjątkowa populacja nawet jak na Szwecję) kryje w swej toni jeszcze większe giganty i na pewno tam wrócimy w nadziei na nowe życiowe rekordy. Wszak teraz wędkowaliśmy tam tylko dwa i pół dnia, a na najlepszej olbrzymiej zatoce zaledwie kilka godzin... Inni złowieni przez nas przedstawiciele szczupaczego rodu (a może przedstawicielki?) mieli 97, 96, 90 cm. Było też kilka ryb w przedziale 80-90 cm. Tak więc nie tak źle, jak na trudne warunki pogodowe i napięty program wyjazdu.
Poza szczupakami i okoniami złowiliśmy kilka sandaczy (największy miał 2 kg), a także jednego lipienia na suchą muchę. Na leśnym jeziorku pstrągowym jedna sztuka - „na oko” czterdziestocentymetrowy tęczak - wypięła mi się niestety po kilku sekundach walki, inna nie zacięła się w ogóle muskając tylko delikatnie błystkę. I tak wynik to był niezły, bo miejscowy Szwed nie miał nawet dotknięcia na specjalną pastę ani na robaka. Zabrakło niestety czasu na próbę dobrania się do skóry miejscowym jaziom.
Drugim obok wędkowania celem wyprawy było miłe spędzenie wieczorów w kuchni i upichcenie szeregu smakowitych potraw. Biesiady całodziennym po wędkowaniu są stałym elementem naszych wyjazdów – szczególnie gdy jestem razem z Jarkiem. Tym razem oprawie kulinarnej wyprawy poświęciliśmy wyjątkowo dużo staranności, efekt był więc piękny i miły dla naszych podniebień. Na pudle, według zgodnej oceny wszystkich, znalazły się: smażony sandacz z sosem śmietanowo-kawiorowym, barszcz ukraiński i eskalopki (bitki) ze schabu z sosem borowikowym.
Osobną kategorię (poza konkurencją) stanowiły steki z sarny smażone saute przez Marcina. Poezja! Poza tym był m.in. tatar, ryba po grecku, pasztet z sarny, sałatka szopska, okonie smażone a la krewetki z ziemniaczkami i surówką z kiszonej kapusty, rosół, pomidorowa, flaki, twarożek z rzodkiewką i szczypiorkiem, jajecznica na chrupiącym bekonie, kotlety mielone, zapiekanka z kurczaka, grillowany pstrąg tęczowy z jeziora Siljan a nawet świeżo zebrane jagody serwowane z lodami. Oceńcie zresztą sami nasze dzieła na podstawie załączonych poniżej fotografii. Zapraszam na reportaż!
Autor reportażu: Piotr Motyka
Rozmaitość łowisk i piękno natury
To niewielkie miasteczko leży w szwedzkiej prowincji Jämtland – jednej z najpiękniejszych krain Skandynawii, nieco odrębnej kulturowo od reszty Szwecji, górzystej, pełnej lasów, zwierzyny (liczne niedźwiedzie!), a także kryształowo czystych jezior, rzek i strumieni. Głównym łowiskiem w okolicy Bräcke jest jezioro Revsundssjön – olbrzymi akwen o powierzchni 68 kilometrów kwadratowych i maksymalnej głębokości 40 metrów. Żyją w nim olbrzymie szczupaki i pokaźnych rozmiarów pstrągi (łowi się je głównie na trolling), a także okonie, sieje, płocie, lipienie i arktyczne palie.
Jednak największą atrakcją okolic Bräcke jest niezliczona liczba leśnych jezior, położonych często w zupełnie odludnej okolicy, otoczonych moczarami czy skalistymi pagórkami. Nasz godpodarz w tym rejonie zapewnia możliwość wędkowania w kilkudziesięciu z nich, co jest jak na szwedzką skalę ewenementem.
Jeziora te zasiedlają przede wszystkim liczne szczupaki, a złowienie nawet sztuki metrowej jest wszędzie bardzo realne. Kolejnym mocnym punktem jezior wokół Bräcke jest liczna populacja okonia, często dorastającego tu do imponujących 50 cm (1,5-2 kg). Walka z takimi garbusami to wielkie wyzwanie – szczególnie przy zastosowaniu delikatnego sprzętu spinningowego.
W wielu wodach można łowić też jeziorowe pstrągi i lipienie, jak również jazie i arktyczne palie. Miłośnicy ryb łososiowatych znajdą tu swój prywatny wędkarski raj w postaci legendarnej już rzeki Giman. Wijąca się przez górsko-leśne tereny prowincji Jämtland i Medelpad ma 80 km długości. Znajdziemy na niej liczne bystrza i progi wodne, a zasobność w pstrągi (w tym sztuki bardzo okazałe, przekraczające nieraz - i to znacznie - standardowe 1-2 kilo masy) i lipienie (bardzo dużo czterdziestaków i pięćdziesiątaków) jest tak znaczna, że licencje na sezon letni rozchodzą się już w styczniu jak przysłowiowe świeże bułeczki. Giman ma wiele atrakcyjnych odcinków - jak np. Herrevadströmmen, Górny Giman, Gimdalen czy Storasen-Albacken – dających szanse na połowy wielkich kropkowanych ryb zarówno muszkarzom, jak i spinningistom. Trudno nie wspomnieć też o bajkowo pięknych krajobrazach nad rzeką oraz otaczającym wędkarzy ze wszystkich stron rześkim leśnym powietrzu.
Uzupełnieniem wędkarskich walorów tego rejonu jest kilka jezior typu „put and take”, zarybianych pstrągami potokowymi, tęczowymi i paliami. Położone w lasach i nie oblegane bynajmniej przez tłumy, dają szansę na beztroski relaks, sporą dawkę wędkarskiej frajdy i nie gorsze łowy niż wody ze stuprocentowo dziką rybą. Trafiają się w nich nawet sztuki kilkukilogramowe!
W okolicach Bräcke wędkowalismy przez 3 dni. Poznaliśmy 3 różne jeziora. Ciekawostką i nowością dla nas było wędkowanie ze specjalnych wędkarskich kajaków, które udostępnił nam Marcin. Nie jest to łatwe, ale już po kilku godzinach można się przyzwyczaić i łowić piękne ryby. Poniżej reportaż zdjęciowy z łowisk wokół Bräcke.
W okolicy jest mnóstwo lasów, pełnych jesienia grzybów, jagód i borówek. Natura jest dzika, miejscami dziewicza.
W Bräcke kwaterowaliśmy w dużym domu, posiadającym cztery odrębne mieszkania. Koło domu płynął niewielki potok, w którym żyły nawet pstrągi.
Przejazd z regionu Jämtland do Hälsinglandu zajął nam coś około trzech godzin. Po drodze mijaliśmy wiele ciekawych miejsc. Niestety momentami padał deszcz i było dość ponuro. Ale w Szwecji od ponurej pogody do pełnego słońca całkiem niedaleko. Pogoda zmienia się często i nigdy rano nie wolno zapominać zabrać ze sobą słonecznych okularów.
Tu zwykła metrówka nie robi wrażenia!
Miejscowość Bollnäs (nie ma obecnie statusu miasta) jest zlokalizowana w środkowe Szwecji w prowincji Hälsingand, nad jeziorem Varpen oraz rzeką Ljusnan, przy szlaku kolejowym zwanym Norra Strambanan. Właśnie rzeka Ljusnan, należąca do najdłuższych w Szwecji (440 km), jest bardzo interesująca pod kątem wędkarskim. Nie tylko dlatego, że w jej nurcie żyją okazałe pstrągi, lipienie, szczupaki i okonie, ale także dlatego, że przepływa przez wiele bardzo atrakcyjnych wędkarsko jezior. Nasz domek zlokalizowany był kilkanaście kilometrów od Bollnäs, przy wypływie rzeki z jednego z takich jezior, przez które można przedostać się na dwa kolejne. Wszystkie trzy są to duże, piękne i pełne ryb akweny.
Dominują w nich szczupaki, dorastające tu do niebotycznych wręcz rozmiarów. Można śmiało powiedzieć, że łowisko należy do czołowych w Szwecji, a nawet całej Europie, jeśli chodzi o zasobność w ryby o długości przekraczającej 110 cm. Ryby takie zgromadzone są w kilku miejscach (szczególnie w jednej, niezmiernie „wydajnej” zatoce), nie jest więc trudno je znaleźć. Złowienie takiego okazu wymaga jednak nieco cierpliwości – zwykle trzeba wykonać sporo pustych rzutów, aby wreszcie na końcu zestawu poczuć silne targnięcie. Ryby duże nie żerują tak często jak małe, jednak w pewnych porach roku ich aktywność jest praktycznie pewna.
Kto chce łowić mniejsze szczupaki i zanotować więcej brań oraz akcji, znajdzie też na wodzie liczne miejsca świetnie nadające się do tego celu. Będą to szczególnie rozległe płytkie łąki podwodne, porośnięte – co ciekawe - typowo rzecznymi, a nie jeziorowymi trawami. Lekko wyczuwalny nurt przepływającej przez jeziora Ljusnan robi swoje. Poza szczupakami dużą atrakcja naszych jezior są sandacze. To pewien ewenement, że występują tak daleko na północy Europy, jednak ceną za to są znacznie mniejsze rozmiary przeciętnie łowionych sztuk (ok. 35-40 cm), niż na południu. Oczywiście od czasu do czasu trafiają się też ryby kilkukilogramowe, więc warto się cierpliwie potrudzić. Amatorzy okonia znajdą go tutaj w sporej ilości, a sztuki przekraczające kilogram nie sią rzadkością. Miejscowi najbardziej cenią sobie jednak jeziorowe pstrągi, dochodzące nawet do 10 kilo masy. Wiosną są łowione z brzegu na spinning (w podobny sposób jak bałtyckie trocie), później najlepszym „patentem” na nie jest głęboki śródjeziorny trolling.
Zwolennicy połowu ryb w klasycznej rzece mogą spróbować szczęścia na kilkukilometrowym odcinku przepływającym przez samo Bollnäs. Są tam ładne pstrągi (do kilku kilo masy) i lipienie. Jest też do dyspozycji wiele mniejszych jeziorek – gospodarz zaprasza szczególnie nad dwa z nich: paliowo-pstrągowe typu „put and take”, a także drugie, szczupakowo-okoniowe, z dużą naturalną populacją tych drapieżników.
W okolicy Bollnäs zamieszkaliśmy w pięknym, luksusowym domu z sauną, rozległym salonem i dużą kuchnią. Dom zlokalizowany był w cichej i spokojnej okolicy, na wysokiej skarpie, bardzo blisko rzeki Ljusnan.
Wędkowaliśmy tutaj również przez trzy dni. Udało nam się obłowić spory fragment rzeki Ljusnan, a także kilkanaście miejscówek na dwóch dużych przepływowych jeziorach. Łódki były wygodne, duże i dość szybkie. Opiekował się nami miejscowy przewodnik Andreas. Dodatkowo ja z Jarkiem przetestowaliśmy leśne jezioro oddalone nieco od domku.
Jezioro oddalone jest o kilkanaście kilometrów od domu. Położone w odludnej, leśnej okolicy (jest tam tylko kilka domków letniskowych), posiada bogatą populację okonia i szczupaka. Nasza echosoonda wykryła również gigantyczne ławice drobnicy. Woda jest więc żyzna, a dno bardzo urozmaicone. Niestety - nie dopisała nam pogoda. Było przez cały dzień pochmurno, trochę też padało.
Jak to zwykle w Szwecji - sporo lasu. Jednak grzyby rosły również na trawnikach, w parkach i ogrodach. W okresie jesiennym szwedzka przyroda jest chyba najpiękniejsza.
Przestronna i dobrze wyposażona kuchnia aż zachęcała do realizacji po wędkowaniu najprzeróżniejszych kulinarnych pomysłów. Pozwoliliśmy sobie więc sporo pogotować, wykorzystując też rosnące za oknem grzyby. Wystarczyło wyskoczyc z nożem na dwór i ściąć kilka dorodnych prawdziwków lub koźlarzy.
32 łowiska na jednej licencji
Płynąca w szwedzkim regionie Hälsingland rzeka Voxnan jest głównym dopływem Ljusnan. Ma niespełna 40 km długości i przepływa przez kilka jezior – m.in. Voxsjön, kończąc swój bieg w jeziorze Varpen (przez które z kolei przepływa Ljusnan). Wokół rzeki Voxnan rozciąga się rezerwat przyrody, pełen lasów i zwierzyny. Krajobraz charakteryzuje ponadto głęboka i soczysta zieleń łąk, a roślinność jest jak na Skandynawię nadzwyczaj bujna. W rejonie tym istnieją wyśmienite warunki do uprawiania wędkarstwa, gdyż zarówno wody rzeki Voxnan, jak i jeziora Voxsjön oraz 30 innych łowisk objętych jedna jedyną wartą zaledwie 100 koron licencją, są bardzo zasobne w wiele gatunków ryb, w tym głównie szczupaki, okonie, jazie, sandacze, pstrągi, palie i lipienie.
Na rzece i w jeziorze Voxsjön można złowić naprawdę pokaźnego szczupaka, gdyż brania ryb w granicach 80-100 cm są niemal codziennością. Czasem trafiają się też sztuki jeszcze większe, ale to jak zwykle kwestia szczęścia i splotu korzystnych okoliczności. Ryby bardzo dobrze reagują na przynęty spinningowe, szczególnie sporych rozmiarów. Można też próbować na trolling, gdyż efekty tej metody mogą niekiedy zadziwić. Poza szczupakiem w łowiskach występuje ładny okoń, którego najłatwiej skusić do brania gumową przynętą imitująca małą rybkę, najlepiej prowadzoną w opadzie. Charakter dna jest urozmaicony – w rzece głębokość dochodzi do 12 metrów, ale sporo jest też miejsc płytkich, grążelisk, trzcinowisk, podwodnych łąk porośniętych rogatkiem. Na jeziorze przeważający obszar ma do kilku, góra kilkunastu metrów głębokości Sporo jest trzcinowisk, są miejsca porośnięte grążelą, są też płaskie blaty na głębokości 6-8 metrów – dobre szczególnie jesienią.
Pstrągi można łowić na leśnych jeziorkach „put and take” (potokowe i tęczowe, a oprócz nich także arktyczne palie), jak również na kilkukilometrowym odcinku rzeki Ljusnan w okolicy Bollnäs (kilkanaście kilometrów odległości od domku). Tam co roku łowi się piękne sztuki przekraczające 3 kg masy, a nawet jeszcze większe. Rzeka ta jest również zasobna w lipienie o średnich rozmiarach 40 cm, a więc całkiem przyzwoite. Pięćdziesiątaki trafiają się rzadziej, ale niekiedy również. Różnorodność łowisk objętych wspomnianą licencją oraz piękno znajdującej się tam dzikiej natury każą zaliczyć ten rejon wędkarski do najciekawszych w Środkowej Szwecji.
Nad rzeką zamieszkaliśmy w starym szwedzkim domu z pełnymi wygodami, położonym na polu golfowym. Może on pomieścić nawet 6 osób, ale najwygodniej jest w cztery - tak, jak w naszym przypadku. Oczywiście do dyspozycji wędkarzy są łodzie z silnikami spalinowymi.
Dwa dni pobytu umożliwiły nam poznanie rzeki Voxnan, jeziora Voxsjön oraz dwóch leśnych jeziorek pstrągowych: Östra i Västra Hundtjärn. Padło sporo ładnnych szczupaków, ale głównie drugiego dnia. Pierwszy był trudny, pewnie z powodu spadku ciśnienia.
Hundtjärnarna (Östra i Västra) to kilkunastohektarowe leśne jeziorka zarybiane pstrągiem i palią. Są ciekawą odskocznią od łowisk szczupakowych - można nad nimi świetnie wypocząć, zjeść kiełbasę z ogniska, powdychać zdrowe, leśne powietrze. Pstrągi biorą tam chimerycznie - nam nie udało się wyjąc żadnej ryby, ale jedna była już przez chwilę na kiju. Są jednak dni, gdy brań jest znacznie więcej.
W pięknym starym domu nad Voxnan kontynuowaliśmy nasze wieczorne biesiady. Bez tego wędkarskie wyprawy byłyby znacznie uboższe.
Po kilkunastu spędzonych razem dniach przyszło sie rozstać. Kolejna szansa na wspólną wyprawę - już za rok!