Wiosenne wyprawy na rzeki górskie są obarczone dużym ryzykiem. Nigdy nie wiadomo, czy woda nie będzie zbyt wysoka lub zbyt mętna, aby móc normalnie wędkować. Wówczas bardzo żal przejechanych z dużym trudem setek, a nawet tysięcy kilometrów. Jednak ja, pomimo tych wszystkich znanych każdemu wędkarskiemu globtroterowi prawd, nie wyobrażam sobie wiosny bez podjęcia choćby próby połowienia szlachetnych ryb w turkusowych rzekach półwyspu Bałkańskiego. Tym razem wybraliśmy się więc do Czarnogóry – kraju jeszcze w dużej mierze nieodkrytego pod względem wędkarskim, którego rzeki kryją w swych nurtach piękne okazy dzikich pstrągów, lipieni, głowacic...
I choć pogoda wybitnie nie dopisała, a większości łowisk nie dało się w ogóle wędkować, wyprawę z pewnością zaliczę do najciekawszych w życiu. Widzieliśmy spektakularne górskie krajobrazy, ze słynnym kanionem Tary na czele. Poznaliśmy wspaniałych, serdecznych ludzi, posłuchaliśmy bałkańskiej muzyki, skosztowaliśmy smakowitych lokalnych potraw i trunków. A ryby o dziwo też były. Na pewno nie tyle, ile nam się zamarzyło, ale kilka pstrągów w granicach 50 centymetrów to - jak na te warunki - i tak całkiem dobry wynik. Teraz już wiem, że Czarnogóra z wszechmiar zasługuje na wędkarską wyprawę i z pewnością wyruszę w tym kierunku jeszcze niejeden raz.